piątek, 28 lutego 2020

Ogrójec.



Fragmenty. "Poemat Boga-Człowieka" włoskiej mistyczki Marii Valtorty tom IX cz 2

Przywoływał Ojca z coraz większą udręką..."- Jednak, Ojcze Mój, nie słuchaj głosu Mego, 
gdy prosi o to wbrew Tej Woli. Nie patrz na to, żem Synem Twoim, 
bo jestem tylko Twym sługą. 
Nie Moja, ale Twoja Wola niech się stanie!"

Trwał tak jakiś czas. Nagle wyrwał Mu się okrzyk i uniósł zmienioną twarz.
Trwało to chwilę i padł obliczem na ziemię i tak pozostał. Był jakby łachmanem ludzkim, 
nad którym ciążył cały grzech świata, na którego spadła cała sprawiedliwość Ojca, 
wraz z ciemnością, popiołem, żółcią, ta straszna, straszna, najstraszniejsza rzecz,
jaką jest opuszczenie przez Boga, podczas gdy szatan dręczy nas...
Jest to duszenie się, pogrzebanie żywcem w ciemnicy świata, 
gdy się już nie czuje połączenia z Bogiem, lecz tylko uwięzienie, zakneblowanie, 
kamienowanie naszą własną modlitwą, która spada na nas,
jak wyostrzone kolce i palący ogień. 
Uderzamy o zamknięte Niebo, do którego nie przenika ani głos, ani spojrzenie naszej udręki. 
Czujemy się osieroceni przez Boga...Jest to piekło...!
- "Nie, nie! Precz!...Wola Ojca! Tylko Ona, Ona Sama!...Twoja Wola Ojcze! Twoja nie Moja!....
Na próżno kusisz Mnie, diable, Matką, życiem, Bóstwem, posłannictwem. Matką Moją jest ludzkość i kocham ją aż do oddania za nią życia. Życie Me oddaję Najwyższemu Panu wszelkiej żyjącej istoty. Posłannictwa Mego dokonuję przez śmierć. 
Nie ma niczego więcej ponad spełnienie Woli Boga...idź precz, szatanie! 
Powtarzam ci to po raz trzeci! Ojcze, jeżeli to możebne, niech ominie Mnie ten kielich. 
Ale nie Moja, lecz Twoja Wola niech się stanie. Idź precz szatanie! Ja należę do Boga."

Potem już nic nie mówił tylko wzdychał:
-" Boże! Boże! Boże!"

Przywoływał Boga każdym uderzeniem serca i zdawało się, że za każdym uderzeniem krew się wylewała. Szata, okrywająca ramiona przesiąkła nią i zaciemniła się,
mimo wielkiego blasku księżyca, który zacierał wszystko.
Jakieś żywe światło utworzyło się nad głową Chrystusa,
zawieszone o jakiś metr nad Nim, a tak jasne, że ujrzał je, leżąc nadal krzyżem
poprzez pukle swych włosów, już całych zmoczonych krwią
i przez całą zasłonę krwi na oczach. Podnosi głowę...
Księżyc oświecił to biedne oblicze i jeszcze bardziej zajaśniała światłość anielska...
Ukazało się wtedy całe to straszne konanie poprzez tą krew, sączącą się z ciała.
Brwi, włosy, wąsy, usta, broda, były pełne krwi. Krew płynie z czoła, z szyi, z rąk Jezusa.
A gdy Jezus wyciągnął ręce ku anielskiemu światłu i osunęły się szerokie rękawy ku łokciom,
widać było całe ręce, sączące krew. A na obliczu tylko Jego łzy znaczyły dwie smugi na krwawej masce. Jezus zdjął płaszcz i ocierał ręce, twarz, szyję, ramiona.
Ale krwawy pot trwał nadal. Przyciskał wielokrotnie tkaninę do oblicza,
a za każdym razem ukazywały się na niej ciemne, wilgotne plamy.
Trawa pod Nim też była czerwona od krwi.

Droga na sąd.



Fragmenty. "Poemat Boga-Człowieka" według mistyczki włoskiej Marii Valtorty tom IX cz.2

    "Jezus miał związane ręce i przewiązany był w pasie, jakby był niebezpiecznym szaleńcem.
Końce tych sznurów powierzono opętańcom, pełnym nienawiści,
którzy ciągnęli Go to tu, to tam, jak jakiś łachman zdany na łaskę zgrai szczeniaków.
Można by jeszcze było wytłumaczyć takie obejście ze strony psów.
Lecz przecież byli to ludzie, choć mieli z ludzkości tylko wygląd człowieka.
Właśnie, by zadać więcej bólu, pomyśleli o tym związaniu Boga przez dwa sznury.
Jeden więził tylko dłonie, raniąc je i przecinając swą ostrością,
drugi - w pasie - przyciskał łokcie do tułowia, uciskając tym żołądek, dręcząc wątrobę i nerki,
na których był olbrzymi węzeł. Co chwila ten, który trzymał za końce sznurów, uderzał nimi wołając: "Prr...Naprzód!...Kłusem!"...dodając do tego kopniaki,
kierowane z tyłu pod kolana Męczennika.
Chwiał się wtedy i nie upadał tylko dlatego, że trzymały Go sznury.
Lecz nie można było uniknąć, by ciągany w prawo przez tego,
kto więził ręce, a w lewo przez trzymającego sznur od pasa,
więc Jezus uderzał się o murki i pnie.
Wreszcie upadł ciężko, uderzywszy się o parapet mostku na Cedronie,
gdy otrzymał silniejsze popchnięcie. Zranione usta zakrwawiły.
Jezus uniósł związane ręce by otrzeć krew, płynącą na brodę,
jak bezbronne jagnię, nie odzywając się zupełnie.
    Tymczasem powychodzili ludzie i zaczęli zbierać kamyki i kamienie przy potoku
 i rzucać je z dołu do tak łatwego celu. Przejście przez wąski mostek było trudne,
a ludzie sami sobie w tym przeszkadzali, cisnąc się tam. Kamienie uderzały Jezusa w głowę,
w plecy, ale nie tylko Samego Jezusa, lecz i Jego dozorców, którzy reagowali na to,
rzucając w napastników te same kamienie i kije.
Wszystko to zaś służyło, by znowu uderzać Pana w głowę i szyję.
Mostek skończył się prędko i teraz wąska uliczka zaciemniała wszystko,
bo księżyc już tam nie przenikał, a wiele pochodni wygasło.
Lecz nienawiść oświetlała biednego Męczennika, a Jego wysoki wzrost pomagał do tego.
Przecież On był wyższy od wszystkich. Łatwo więc było uderzać Go, chwytać za włosy,
zmuszając do gwałtownego odchylenia głowy w tył,
wylewając Mu na twarz mieszaninę nieczystości, co przemocą wpadało Mu do ust i na oczy,
powodując mdłości i ból."

Biczowanie.

  

Fragmenty. "Poemat Boga - Człowieka" włoskiej mistyczki Marii Valtorty tom IX. cz.2

"...Przed Jezusem i za Nim stanęło dwóch katów o twarzach wyraźnie żydowskich.
Uzbrojeni byli w bicze, zrobione z siedmiu pasków skórzanych, 
zakończonych ołowianymi młoteczkami, a ujętych w rękojeść. 
Zaczęli bić rytmicznie, jakby na jakimś ćwiczeniu. Jeden z przodu, drugi z tyłu, tak, 
że tułów Jezusa cały był celem smagania i biczowania. 
Czterech żołnierzy, którym był powierzony, 
obojętnie zaczęło grać w kości wraz z trzema innymi, którzy nadeszli. 
Głosy grających łączyły się z odgłosem biczów, które gwizdały jak węże, 
a potem brzmiały jak kamienie, rzucane na naciągniętą skórę bębna, 
uderzając to biedne ciało, tak wysmukłe i białe, które stawało się pokryte pasami 
coraz to czerwieńszymi, potem sinymi, wreszcie nabrzmiałymi ciemna krwią. 
Najwięcej ich było na tułowiu i na brzuchu, chociaż nie brakowało uderzeń na rękach i nogach, 
a nawet na głowie, by nie było ani jednego miejsca bez bólu.
Ale ani skargi...Upadłby, gdyby nie trzymał Go sznur. Ale nie upadł i nie jęczał. 
Tylko - po tylu razach głowa opadła Mu na piersi, jak w omdleniu...
Rozwiązali Go i Jezus padł na ziemię jak martwy. Zostawiono Go tak, 
poruszając co jakiś czas nogą, by wiedzieć, czy żyje, czy zajęczy...
Inny drzewcem swej halabardy zaczyna uderzać w Oblicze Chrystusa. 
Trafia między kością prawego policzka a nosem. 
Z nosa płynie krew, ale Jezus otwiera oczy i porusza się. Spojrzenie ma zamglone. 
Ociera krew ręką i z wielkim wysiłkiem wstaje...
Gdy pochyla się po odzież, a On tylko wie jak to boli, bo przy każdym poruszeniu rany rozszerzają się jeszcze bardziej, żołnierz kopie szatę i przerzuca dalej.
A gdy Jezus chwiejąc się, idzie po nią, znów przerzuca ją gdzie indziej. 
Jezus cierpi bardzo, lecz nie mówi ani słowa, 
a żołnierze zaśmiewają się swawolnie..."

Przybicie do Krzyża.


                                                                       

     

Fragmenty. "Poemat Boga-Człowieka" wg  włoskiej mistyczki Marii Valtorty tom IX cz 2.

     "Przyszła kolej na Jezusa. Kładzie się cicho na krzyżu. Tamci dwaj tak się rzucali,
że na pomoc czterem katom musieli jeszcze przyjść żołnierze.
Musieli trzymać ich, gdyż kopali nogami katów, przywiązujących im ręce.
Ale do Jezusa nie trzeba było żadnej pomocy.
Był uległy i położył głowę tam, gdzie Mu kazano.
Rozciągnął ręce tak, jak Mu mówiono i wyciągnął nogi...
Oto Jego długie, wysmukłe i białe Ciało leży na ciemnym drzewie i piaszczystej ziemi.
Dwóch katów siada Mu na piersi by się nie poruszał. Ileż to bólu i duszności musiał Mu sprawić ten ciężar! Trzeci kat bierze Jego prawą rękę i trzyma ją za ramię koło dłoni.
Wtedy czwarty, mając w ręku długi gwóźdź zaostrzony, z wielką okrągłą główką, sprawdza, czy przygotowany w drzewie otwór odpowiada wskazanemu miejscu na ręce.
Opiera więc kolano na pulsie, podnosi młot i uderza po raz pierwszy.
    Jezus, mając oczy zamknięte, na ten ostry ból wydał okrzyk i otworzył oczy pełne łez. 
Gwóźdź rozerwał mięśnie, żyły, nerwy, pokruszył kości...
    Na okrzyk Syna, Maryja odpowiada jękiem, podobnym do jęku zarzynanego jagnięcia.
Pochyliła się cała, jak przełamana, trzymając głowę w rękach. Jezus, by oszczędzić Matkę,
już nie krzyknął więcej. Ale uderzenia były głośne i rytmiczne, żelaza o żelazo,
a także o żywe Ciało Syna Bożego. Prawa ręka jest już przybita. Biorą się za lewą.
Ale tu otwór nie odpowiada miejscu. Biorą więc sznur i przywiązują do lewej dłoni
i ciągną aż do wywichnięcia stawu i rozdarcia ścięgien i mięśni,
jak też zranienia skóry już naddartej sznurami więzów. Lewa ręka też tu cierpiała,
bo była przez to także ciągnięta i rozerwała się przy gwoździu.
Mimo tych usiłowań nie mogli dostatecznie naciągnąć tej ręki.
Wtedy przybili ją tam, gdzie było można, a więc na środku dłoni i między palcami.
Tutaj gwóźdź wszedł łatwiej, ale zadał większy ból, bo przeciął główne nerwy,
tak, że palce tej ręki pozostały martwe, gdy w ręce prawej drżały i kurczyły się,
bo miały w sobie życie.
   Jezus już nie krzyknął, tylko zajęczał głucho, poprzez ściśnięte mocno wargi. 
   Tylko łzy padały z drzewa Krzyża aż na ziemię..."

niedziela, 16 lutego 2020

Koronka do św. Charbela.





Na pierwszym białym paciorku za medalikiem odmawiamy modlitwę "Ojcze Prawdy"

Ojcze Prawdy, wejrzyj na Twojego Syna, na Jego miłą Tobie ofiarę.
Przyjmij ofiarę Tego, który umarł za mnie.
Wejrzyj na Jego Krew przelaną na Golgocie dla mojego zbawienia,
na przebłaganie za moje grzechy.
Przez wzgląd na Twojego Syna wysłuchaj mojej modlitwy.
Liczne są moje grzechy, ale Twoje miłosierdzie jest większe.
Twoje miłosierdzie jest potężniejsze od najwyższych gór znanych tylko Tobie,
a ofiara pojednania, którą Syn Twój złożył za nas, potężniejsza jest niż nasz grzech.
Gwoździe i włócznia przebiły ciało Twojego umiłowanego Syna z powodu moich grzechów
i dlatego Jego cierpienia uśmierzyły Twój gniew, 
a dla mnie stały się źródłem życia. Amen.

Na każdym czarnym paciorku odmawiamy "Ojcze nasz".

Na pierwszych trzech czerwonych paciorkach odmawiamy "Zdrowaś Maryjo"
kończąc słowami: "dla uczczenia wierności św. Charbela ślubowi ubóstwa".

Na drugiej części czerwonych paciorków odmawiamy "Zdrowaś Maryjo"
kończąc słowami: "dla uczczenia wierności św. Charbela ślubowi czystości".

Na trzeciej części czerwonych paciorków odmawiamy "Zdrowaś Maryjo"
kończąc słowami: "dla uczczenia wierności św. Charbela ślubowi posłuszeństwa".

Na trzech białych paciorkach odmawiamy "Zdrowaś Maryjo"
kończąc słowami: "dla uczczenia miłości św. Charbela do Eucharystii."

Na trzech niebieskich paciorkach odmawiamy "Zdrowaś Maryjo"
kończąc słowami: "dla uczczenia oddania św. Charbela dla Matki Najświętszej".

Modlitwę kończymy na medaliku, prosząc o łaski:

Panie nieskończenie święty i uwielbiony w swoich świętych, Ty natchnąłeś św. Charbela
do wyboru drogi doskonałości w samotności pustelni.
Dziękujemy Ci za to, że obdarzyłeś go błogosławieństwem
i siłą do oderwania się od świata,
aby w samotności pustelni mógł zatriumfować heroizm jego cnót: ubóstwa,
czystości i posłuszeństwa. Panie, podążając za przykładem św. Charbela, błagamy dziś 
o łaskę miłowania Cię i służenia Ci. 
Wszechmogący Boże, który okazałeś swą potęgę i moc wstawiennictwa św. Charbela 
przez niezliczone cuda, obdarz nas łaską(......), o co prosimy Cię przez jego wstawiennictwo.
Amen.



środa, 5 lutego 2020

Módlmy się za Polskę...



"Jeśli jakieś królestwo jest wewnętrznie skłócone,
to takie królestwo nie może przetrwać.
I jeżeli dom jest wewnętrznie skłócony,
to taki dom nie będzie mógł przetrwać..." Mk 3, 24-25

Quo vadis, mój kraju? Dokąd zmierzasz? 
Czemu jesteśmy pośmiewiskiem narodów?
Czego nam brakuje do budowania zgody i szacunku,
owocnej współpracy i wspólnych dążeń?
Kiedy przyjdzie opamiętanie, kiedy zniknie bałwochwalstwo?
Stawiamy pomniki pychy i modlimy się do nich.
Stawiamy sanktuaria, w których modlą się chrześcijanie 
nienawidzący siebie wzajemnie!!!

Panie, na pewno płaczesz patrząc na mój kraj.
Dałeś nam najwspanialsze i najbezpieczniejsze miejsce na świecie,
tak długo chronisz nas od zarazy, głodu, ognia i wojny.
Gdzie nasza wdzięczność dla Ciebie, Najwyższego Dobra?
Czy wystarczą Ci betonowe budowle,
 a w nich zimne serca Twoich wyznawców?
Przecież nakazałeś nam wzajemnie się miłować.
Zmiłuj się nad nami Jezu, Dobry Pasterzu.
Pomóż nam obudzić się z tego marazmu wzajemnego opluwania,
poniżania, kłamstwa i obłudy. 

"Ześlij Ducha Swego i odnów oblicze ziemi, tej ziemi..." 

Ty, Panie Boże, panujesz nad wszystkim

Bądź błogosławiony po wszystkie wieki,
Panie, Boże ojca naszego, Izraela,
Twoja jest wielkość, moc i sława, majestat i chwała,
bo wszystko, co jest na niebie i ziemi, Twoje jest, Panie.

Władza królewska należy do Ciebie,
i nawet ziemski monarcha jest Twoją własnością.
Bogactwo i chwała od Ciebie pochodzą.
Ty panujesz nad wszystkim,
w Twojej ręce spoczywa moc i siła,
Ty swoją ręką wywyższasz i utwierdzasz wszystko.
1 Krn 29, 11,12