Fragmenty. "Poemat Boga-Człowieka" włoskiej mistyczki Marii Valtorty tom IX cz 2
Przywoływał Ojca z coraz większą udręką..."- Jednak, Ojcze Mój, nie słuchaj głosu Mego,
gdy prosi o to wbrew Tej Woli. Nie patrz na to, żem Synem Twoim,
bo jestem tylko Twym sługą.
Nie Moja, ale Twoja Wola niech się stanie!"
Trwał tak jakiś czas. Nagle wyrwał Mu się okrzyk i uniósł zmienioną twarz.
Trwało to chwilę i padł obliczem na ziemię i tak pozostał. Był jakby łachmanem ludzkim,
nad którym ciążył cały grzech świata, na którego spadła cała sprawiedliwość Ojca,
wraz z ciemnością, popiołem, żółcią, ta straszna, straszna, najstraszniejsza rzecz,
jaką jest opuszczenie przez Boga, podczas gdy szatan dręczy nas...
Jest to duszenie się, pogrzebanie żywcem w ciemnicy świata,
gdy się już nie czuje połączenia z Bogiem, lecz tylko uwięzienie, zakneblowanie,
kamienowanie naszą własną modlitwą, która spada na nas,
jak wyostrzone kolce i palący ogień.
Uderzamy o zamknięte Niebo, do którego nie przenika ani głos, ani spojrzenie naszej udręki.
Czujemy się osieroceni przez Boga...Jest to piekło...!
Na próżno kusisz Mnie, diable, Matką, życiem, Bóstwem, posłannictwem. Matką Moją jest ludzkość i kocham ją aż do oddania za nią życia. Życie Me oddaję Najwyższemu Panu wszelkiej żyjącej istoty. Posłannictwa Mego dokonuję przez śmierć.
Nie ma niczego więcej ponad spełnienie Woli Boga...idź precz, szatanie!
Powtarzam ci to po raz trzeci! Ojcze, jeżeli to możebne, niech ominie Mnie ten kielich.
Ale nie Moja, lecz Twoja Wola niech się stanie. Idź precz szatanie! Ja należę do Boga."
Potem już nic nie mówił tylko wzdychał:
-" Boże! Boże! Boże!"
Przywoływał Boga każdym uderzeniem serca i zdawało się, że za każdym uderzeniem krew się wylewała. Szata, okrywająca ramiona przesiąkła nią i zaciemniła się,
mimo wielkiego blasku księżyca, który zacierał wszystko.
Jakieś żywe światło utworzyło się nad głową Chrystusa,
zawieszone o jakiś metr nad Nim, a tak jasne, że ujrzał je, leżąc nadal krzyżem
poprzez pukle swych włosów, już całych zmoczonych krwią
i przez całą zasłonę krwi na oczach. Podnosi głowę...
Księżyc oświecił to biedne oblicze i jeszcze bardziej zajaśniała światłość anielska...
Ukazało się wtedy całe to straszne konanie poprzez tą krew, sączącą się z ciała.
Brwi, włosy, wąsy, usta, broda, były pełne krwi. Krew płynie z czoła, z szyi, z rąk Jezusa.
A gdy Jezus wyciągnął ręce ku anielskiemu światłu i osunęły się szerokie rękawy ku łokciom,
widać było całe ręce, sączące krew. A na obliczu tylko Jego łzy znaczyły dwie smugi na krwawej masce. Jezus zdjął płaszcz i ocierał ręce, twarz, szyję, ramiona.
Ale krwawy pot trwał nadal. Przyciskał wielokrotnie tkaninę do oblicza,
a za każdym razem ukazywały się na niej ciemne, wilgotne plamy.
Trawa pod Nim też była czerwona od krwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz