sobota, 21 października 2017

"Jam nie godzien, Panie,"





Krzyk mojego serca.

Serce moje, krzyczysz, a więc – żyjesz!

Czy jeszcze chowasz tajemnice i zranienia?

Czy już mogę cię słuchać bez lęku?

A może znowu coś chcesz z siebie wyrzucić?

Tajemne, zasklepione rany, nieprzepłakane:

porzucenie, wyszydzenie, pogarda, zdrada.

BEZSILNOŚĆ, BEZRADNOŚĆ.

Nie!!! To już było dawno!!! Nie wróci!!!

Teraz jestem dzieckiem – Twoim, Panie.

Ty mnie nigdy nie opuścisz, nie zostawisz,

nie wyśmiejesz, nie odtrącisz, nie przekreślisz.

Zatem biegnę do Ciebie, chronię, pod Twoją tarczą,

napełniam Twoją Miłością i CZEKAM>>>

na nasze spotkanie w niebie.

Twoja córka.


Ty wiesz, Panie, jak trudno opisać to, co jest ukryte w głębi serca, 
 bo wspominanie wiąże się z cierpieniem, o którym często chcemy zapomnieć. 
A więc wybacz, Najdroższy Jezu, moją nieporadność i opieszałość
w dawaniu świadectwa, że Jesteś Bogiem Żywym, działającym cuda w moim życiu,
dającym jawne znaki Twojej obecności i miłości do mnie, Twojego dziecka.
Ja nie tylko wierzę, ale wiem, że za mnie Umarłeś, dla mnie Zmartwychwstałeś! 
Trwałam przy Tobie od dzieciństwa dzięki wierze przekazanej przez matkę.
Mimo ciężaru zranień od najmłodszych lat modliłam się do Ciebie i prosiłam o pomoc.
Wystawiłeś mnie, Panie, na wiele prób i nie ze wszystkich wyszłam zwycięsko,
bo moje poranione serce nie nauczyło się kochać!
Odeszłam daleko od Ciebie na wiele lat i nie wiedziałam, że Ty nigdy mnie nie opuściłeś!
Jak bardzo musiałeś być zasmucony, kiedy długie lata trwałam w grzechu,
 w upokorzeniu, przez zaślepienie i związanie ze złem.
Bezradność wobec przytłaczającego mnie ogromu cierpień wzbudziła we mnie
rozpacz i nawet myśli o popełnieniu samobójstwa!
Ale Ty, Panie dałeś mi znak Swojej obecności, niesamowity znak!
Teraz rozumiem, że było to moje "wydarzenie osobistego spotkania z Jezusem"!

(To wszystko opisałam na tym blogu w poście z dnia 4 stycznia 2009)

Minęło wiele lat.

Niestety, dalej błądziłam i szukałam pocieszenia w "uciechach świata", 
ale Ty, Panie miałeś dla mnie inny plan, znów chciałeś obudzić moją duszę
i dopuściłeś cierpienie, chorobę, przygotowałam się na śmierć.
Pewnej nocy zawołałam: "Duchu Święty, ratuj mnie, ja jeszcze nie chcę umierać!"
I wtedy pomału pojawiali się przy mnie ludzie niosąc mnie, jak ci,
 którzy przynieśli do Ciebie, Panie, paralityka!
Był między nimi i ojciec James Manjackal na swoich pierwszych w Polsce rekolekcjach.
Na nich przeżyłam moją Pięćdziesiątnicę! Duch Święty złamał i wypalił wszystko zło!
Stałam się nowym stworzeniem, córką Boga, mogącą wołać: "Abba!"
W sierpniu tego roku obchodziłam moje dziesiąte urodziny. Chwała Ci Panie!
I dałeś mi Jezu kolejny znak:
Oto 13 października 2017 roku, na kadyńskie wzgórza, gdzie przeżyłam swój "Damaszek" 
przyjechał ojciec James Manjackal, aby głosić konferencje i prowadzić modlitwę!
Dziękuję Ci, Panie Mój, że mogłam tam być, wielbić Cię i odbywać pokutę. 
Bądź uwielbiony Panie Jezu w całym moim życiu, w chwilach dobrych i w cierpieniach,
w trudnościach i w chorobach, a przede wszystkim w Twojej Żywej Obecności.

"Wierzę, że będę oglądał dobra Pana w krainie żyjących."


  Jam niegodzien Panie tego coś mi dał.
Tyś mnie tak grzesznego umiłować chciał.
Nie mam nic swojego wszystko z ręki Twej,
ale mnie samego przyjąć chciej.

  Jestem jak pył ziemi, który niesie wiatr,
jakby spadający z nieba w ziemię grad.
Jestem jak rozbity przez wichurę dzban,
gdy nie stoisz przy mnie Ty mój Bóg i Pan.

  Przeciw moim wrogom Ty mi dajesz moc.
Z Tobą mi nie straszna nawet śmierci noc.
Czuje, żeś tu blisko, żeś mi pomóc chciał,
choć nie jestem godzien tego coś mi dał.


Brak komentarzy: